POTWÓR, POTWÓR!


Moim zdaniem te wszystkie zachwyty nad moją łagodnością i opanowaniem są co najmniej niestosowne, ponieważ takie zachowanie jest w moim przypadku oczywiste i Ona powinna się już z tym oswoić. Ale najwyraźniej nie oswoiła się i wygląda na zaskoczoną za każdym razem, kiedy podczas zabawy, zabiegów higienicznych czy nawet czesania, którego nie znoszę, leżę spokojnie, czasami nawet mruczę (proponuję pominąć rozpaczliwe piski podczas nożyczkowego manicure, OK?), a w skrajnych sytuacjach po prostu się wyrywam, nie pozostawiając ran szarpanych na rękach.

Ona się tym zachwycaniem cieszy, mnie ono nie wadzi, więc pozwoliłam na to także ostatnio, kiedy w trakcie głaskania (akurat drzemałam wygodnie wygięta na fotelu) zaczęła nerwowo rozgarniać włoski na moim pyszczku między wibryssami, a następnie wrzeszczeć: POTWÓR! POTWÓR! On też przybiegł i oboje już krzyczeli: POTWÓR!, a Ona stwierdziła, że nie umie czegoś takiego wyciągnąć, boi się, nigdy żywego nie widziała (tylko na obrazkach) i niech On to ze mnie wyciągnie, bo miał kiedyś psy i im to robił, więc umie, POTWÓR! POTWÓR! On pogmerał w moich wibryssach, coś tam znalazł i pobiegł to wyrzucić, potem przytknął wacik z jakimś płynem, który nieładnie pachniał, ale nie na tyle, żeby odwracać głowę i wreszcie się uspokoili. Zmieniłam kierunek i kąt wygięcia ciała i drzemałam dalej.

Siedzieli potem długo, wzdychali i mówili o mnie, jakim jestem cudownym kotem, że nawet się nie zaniepokoiłam tym wszystkim. Wielokrotnie już wspominałam, że ludzie są dziwni, prawda? Zwłaszcza, że doszli do wniosku, że to Ona sama przyniosła na ubraniu tego POTWORA, bo z pracy zawsze wraca przez las, gdzie POTWORY występują. Więc po co je przynosi, skoro potem On musi je wyciągać?

(22. 05. 2010)

OŚWIADCZENIE

w sprawie wygryzania włosów

Świadoma praw i obowiązków wynikających z posiadania kota, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek opiekuńczo-zabawowy z kotem Levadą of Nemo*PL (zwaną dalej New) i uczynię wszystko, aby nasz związek był zgodny, szczęśliwy i trwały…

Powołując się na treść powyższego oświadczenia, chciałabym poddać dyskusji jego fragment brzmiący „uczynię wszystko”, a także zwrócić uwagę Wysokiego Sądu, że w owym związku posiadam również PRAWA, w tym prawo do posiadania włosów. Informuję, że moje prawo do posiadania włosów zostało drastycznie i wielokrotnie naruszone przez kota New w nocy z dnia 12/13 maja 2010 w godzinach nocnych. W związkach opiekuńczo-zabawowych z kotami pozostaję od kilkunastu lat i wiem, co koty potrafią zrobić z włosami, ale nigdy do tej pory z czymś podobnym się nie spotkałam.

Jak zwykle ułożyłam się do snu pozostawiając włosy rozpuszczone. Czynię tak, ponieważ kot Reszka, z którym również pozostaję w związku opiekuńczo-zabawowym lubi na nich spać oraz je ugniatać, co dostarcza przyjemności obu stronom. Zaznaczam, że takie wykorzystanie włosów uważam za normalne i nie trzeba było go na mnie wymuszać. Za równie normalne uznaję także polowanie na końcówki rozpuszczonych włosów, mizianie kota włosami oraz ciućkanie końcówek włosów przez kota, pod warunkiem, że obie strony uczestniczą w tych czynnościach dobrowolnie. Wysoki Sąd wie, co mam na myśli.

Tymczasem w nocy z dnia 12/13 maja kot New weszła na moje plecy, przytrzymała moją głowę łapą (ze schowanymi pazurami, co podkreślam w celu obiektywnej oceny sytuacji), a następnie chwyciła moje włosy tuż przy skórze, pełną paszczą, nabierając do niej tyle włosów, ile się zmieściło, a następnie usiłowała przy samej skórze wygryźć chwycone pasmo włosów. Kiedy zaniepokojona rozwojem sytuacji poruszyłam się, kot New usiłowała ze schwyconymi włosami zbiec, ciągnąc je niemiłosiernie oraz wzmocniła uchwyt łapą. W końcu została przeze mnie odgoniona, ale powtarzała próbę wygryzania kilkakrotnie, a odganiana wyglądała na rozbawioną.

W związku z opisaną sytuacją zwracam się z prośbą o rozstrzygnięcie przez Wysoki Sąd moich wątpliwości, podzielenie się własnymi doświadczeniami oraz interpretację podjętych przez New czynności:

Czy, zdaniem Sądu, to jest zabawa czy agresja? Czy może to mieć związek z użyciem przeze mnie nowego szamponu? Czy to zemsta za wyczesanie kota New dzień wcześniej? Czy kot New nie mógłby używać do wytworzenia ewentualnych bezoarów raczej własnych włosów? Czy moje obowiązki jako partnera w związku opiekuńczo-zabawowym z kotem obejmują również zgodę na wygryzanie moich włosów przy skórze i tak należy interpretować zwrot „uczynię wszystko”? Po ilu wygryzieniach zrobią mi się łyse placki? Czy powinnam również zacząć wygryzać włosy kota New w celach wychowawczych?

Proszę o pilne i poważne potraktowanie moich wątpliwości i pytań. Z poważaniem.

(Sąd wybaczy brak dowodów na opisane wydarzenie, w celach poglądowych zamieszczam zdjęcie, przedstawiające kota New podczas wyciągania rafii ze stroika świątecznego oraz późniejsze zabawy rafią. Myślę, że to mogło wyglądać podobnie)

(14. 05. 2010)

Chuck Norris?

Chuck Norris nie jada miodu - Chuck Norris jada pszczoły

Pani (moja, moja) o niczym by nie wiedziała, bo była wtedy w pracy, gdyby Pan jej nie opowiedział. A było tak: Pani (moja, moja) weszła do domu, a Pan od progu: - Słuchaj, Reszka zjadła pszczołę. Pani zaczęła się miotać, rzuciła torbę, złapała mnie na ręce i mizia, mizia jak szalona i gmera mi wokół gardła i powtarza: - Pokaż, Reszuniu, no gdzie Cię ugryzła, no pokaż!

A ponieważ nie miałam nic do pokazania, to warknęłam na nią i mnie puściła i krzyczy do Pana: - Gdzie ją ugryzła?! A Pan na to: - Nigdzie jej nie ugryzła. Ona ją zjadła. Wczoraj po południu, jak byłaś na dyżurze. Usłyszałem, że pszczoła obija się o szybę, patrzę, Reszka siedzi i się gapi i łapą próbuje ją złapać, to odwróciłem się po gazetę, żeby klepnąć pszczołę, podchodzę z gazetą, a ta chrup, chrup już ją międli w pysku. No i zjadła ją. Patrzyłem potem, ale nigdzie nie napuchła. Jakby puchła, to bym przecież pojechał do weterynarza.

A Pani na to: - Jesteś pewny, że to była pszczoła? A Pan: - Tak. Pani: - No przecież mogła się udusić! A Pan: - No jakby ją w gardło ugryzła, to tak. A Pani: - To jak ona ją połknęła, że jej nie ugryzła? A Pan: - Nie mam pojęcia.

(12. 05. 2010)

Maksymalna miziastość

Polubiłam to. Od kilku tygodni. Uwielbiam mizianie. Uwielbiam głaskanie. Uwielbiam: drapanie za uszkiem, drapanie w uszku, głaskanie po głowie, klepanie po głowie, wyczesywanie plecków, wyczesywanie brzuszka, drapanie pod brodą, tarmoszenie po brzuszku, ocieranie się o Elę i siedzenie przy niej.... Taaaaak.... Mrrrrrr....!

Ela czasem wypomina mi czasy, kiedy byłam kotem niewidzialnym (wystarczyło popatrzeć w moją stronę i już znikałam) i niedotykalskim (nie pozwalałam się głaskać, nie wspominając o PRZYCHODZENIU na głaskanie). Trochę się zmieniło, kiedy miałam 7 lat i Ela zaczęła mnie głaskać na siłę: łapała, przewalała na plecy i miziała po brzuszku. Okazało się to być bardzo przyjemne, chociaż najpierw trzeba było mnie za każdym razem upolować... Straszny stres, ale przy głaskaniu się odprężałam... Doprowadziło to jednak do perwersji (tak mówi Ela), kiedy jedyną pozycją w jakiej dawałam się dotykać, była na plecach. Tak przewalona mogłam leżeć i leżeć i być mizianą i mizianą.... Mrrr.....

Od kilku tygodni wszystko się zmieniło. Przychodzę się przywitać, kiedy Ela wraca z pracy albo słyszę, że się obudziła. Kiedy siada w fotelu, natychmiast przybiegam i włażę na kolana. Kiedy nie zwraca na mnie uwagi, zaczepiam ją łapką o rękaw i wyszarpuję nitki ze swetrów. Potrafię też wytrącić jej mysz komputerową z ręki, żeby mnie tą ręką pogłaskała :)

Wszystko się zmieniło. Ela mówi, że to prawdopodobnie z dwóch powodów:
1. Broni mnie przed Niutą. Kiedy Niuta mnie gania, uciekam do Eli, a ona zawsze mnie ratuje i każe Niucie odejść.
2. Podczas podawania syropu od Wątroby i zamykania w izolatce Ela zawsze była przy mnie, przytulała, pocieszała i to wszystko przestawało być aż tak straszne.

Podobam się sobie taka miziasta. Eli też :)

(30. 04. 2010)

Rodzina

czyli: skąd się biorą Mechatki

Ja, Mechatek, to nie wiadomo skąd się taka wzięłam i Pani mówiła zawsze, że jestem jedyna w swoim rodzaju. Ale Pani pojechała do ZOO i tam dopiero zobaczyła! Pani zobaczyła mojego kuzyna i już wiadomo skąd się biorą Mechatki! Mechatki biorą się z Egiptu oraz zachodniej, środkowej i południowej Azji aż po Półwysep Indochiński. I mamy bardzo dużo podobieństw. Ten kuzyn nazywa się kot chaus, albo kot błotny albo kot bagienny i Pani mówi, że to by się nawet zgadzało, biorąc pod uwagę kolor mojego futerka. I one, te koty chaus były znane z egipskich malowideł, a ja Mechatek jestem znana z malowideł Pana Egona Schiele. I się nie boją ludzi i osiedlają w pobliżu ludzkich siedzib, co też się zgadza, bo ja, Mechatek, zostałam znaleziona na ulicy w pobliżu ludzkich siedzib, a potem nawet zamieszkałam w ludzkiej siedzibie, czyli u nas w domu.

Ale pani mówi, że najbardziej podobne to mamy oczka.

Nie zgadza się tylko, że one nurkują, bo ja, Mechatek, nie lubię wody i że w miocie mają 3-5 młodych, bo ja nie miałam żadnego.

A tutaj mój kuzyn ma swoją stronę, o - podaję specjalny sznureczek:
http://www.zoo-krakow.pl/doc.php?doc=35

(28. 04. 2010)

Jak się mam

czyli: raport o stanie zdrowia

Mam się dobrze. Nie muszę już łykać wstrętnego syropu, Ela nie zamyka mnie w pokoju Niuty, a do doktora Wątroby jeździmy tylko co parę tygodni na kontrolę. Polubiłam go na tyle, że pozwalam mu się brać na ręce; w końcu widywaliśmy sie ostatnio bardzo często, a on jest miły. Ale nawet on chyba dalej nie wie, co mi jest. A to dlatego, że wszystkie wyniki miałam bardzo dobre, chociaż strasznie chudłam i miałam krew w kupie i sierść mi strasznie wychodziła. Po tym syropie już nie mam tej krwi, ale dalej jestem strasznie chuda. Na szczęście waga się ustabilizowała i wciąż ważę 2,67 kg i jestem bardzo malutka, taka jak Mechatek. Elę to bardzo niepokoi, bo zawsze ważyłam 3,5 kg. No, ale przynajmniej waga nie spada dalej. Doktor Wątroba próbował namówić Elę, żeby jednak mi dawała te zielone kapsułki na ładne futerko, ale Ela powiedziała, że w żadnym wypadku, bo "ona to strasznie przeżywa", a na rozpuszczanie tabletek w smakołyku się nie nabieram, bo smakołyk smakołykiem, a i tak śmierdzi kapsułkami.

No i chociaż dalej nie wiadomo, co mi jest, to teraz tylko jeżdżę się ważyć i na pogłaskanie przez pana doktora. Pojedziemy znowu na początku maja.

ps. Po tej swojej chorobie Sonia zrobiła się cudownie, nachalnie wręcz miziasta. Zagaduje, przyłazi, wpycha się na kolana, zaczepia łapką za rękaw, gdy siedzę na fotelu, ociera się z całą siłą. Nadal jest nieśmiała i łatwo się płoszy, ale jej miziastość jest imponująca. Może pomyślala, że choćby nie wiem co, to przy niej będę i zawsze wrócimy do domu?

(17. 04. 2010)