A raczej Napoleonka...
Koty (z) Rezerwatu
Udomowiny Mechatka
Bo Pani dziś powiedziała, że ja Mechatek się udomowiłam sześć lat temu i jeszcze powiedziała, że z tego powodu będę mogła dziś i jutro długo siedzieć na jej kolanach i pomoże mi nawet odgonić z kolan Reszkę, ale tylko dziś, a jutro znowu mam sobie sama radzić. To ja sobie poradzę, bo ja Mechatek sobie ze wszystkim poradzę, nawet jak mi wszystkie zęby wypadną, co się tak naukowo nazywa, że się korzenie zresorbują, ponieważ nie potrzebuję zębów, tylko wdzięku. Pani mówi, że nie mam wdzięku tylko „wdzięk”, ale moim zdaniem to nie ma różnicy, skoro działa. I jeszcze pani powiedziała, że opowiemy wszystkim razem, jak to było tego dnia, najpierw Pani, a potem ja Mechatek, bo znamy różne kawałki tej historii i dlatego teraz mamy inne punkty widzenia, ale ja myślę, że to także dlatego, że Pani częściej siada na fotelu, a ja na drapaku.
I to się będzie nazywało relacja.
Relacja Pani:
To był zimowe popołudnie, siedziałam w domu, kiedy zadzwonił telefon od mojej przyjaciółki Róży. Róża dzwoniła z nietypową jak na siebie sprawą, a mianowicie poprzedniej nocy znalazła na swoim osiedlu małego kotka. A właściwie to kotek ją znalazł, bo pędził do niej jak torpeda strasznie miaucząc, kiedy zauważył ludzi. Wie, że ja lubię koty, więc może bym wzięła? Ona nie może kotka zatrzymać, bo ma dużego i nieco agresywnego psa. Zaskoczyła mnie zupełnie, odruchowo odmówiłam, bo to był trudny i kiepski czas w moim życiu, działo się tak wiele zmian, że nie chciałam sprowadzać do domu zwierzęcia. Ale Róża namawiała, żebym chociaż kotka obejrzała, albo pomogła znaleźć dla niego dom. Zakończyłam rozmowę, mówiąc, że się zastanowię, jak zazwyczaj się mówi, żeby kogoś zbyć.
Ale zaczęłam się zastanawiać. Przecież mam teraz tylko Reszkę. Sonia została z C., kiedy kilka miesięcy wcześniej się rozstaliśmy - podjęliśmy taką decyzję dla jej dobra, bo w tamtym okresie jeszcze wszystkiego i wszystkich się bała, a C. bała się najmniej i wreszcie byłaby dla kogoś jedyna, bo moja zawsze była bardziej Reszka. Więc miejsca nie brakuje. Trudna decyzja, bo wzięcie kota to wszak odpowiedzialność, a ja się czułam naprawdę źle, miałam wtedy paskudny nastrój na pograniczu deprechy. Pomyślałam, że może to nowe stworzenie wniesie do domu jakąś nową energię? Taki symboliczny nowy początek? Nowe mieszkanie, nowy kot, nowe życie...
Po dwóch godzinach rozważań zadzwoniłam do Róży, że przyjadę wieczorem kota obejrzeć, zobaczymy. Jedno zastrzeżenie: musi być dziewczynką, kocura nie wezmę. No i pojechałam. Małe, brzydkie, chude, krzywe, zapchlone, rozwrzeszczane kocię... Róża przekonuje, kotek wyje, ludzie patrzą (rzecz działa się w prowadzonym przez Różę pubie). Okazał się dziewczynką. No nie wiem... W sumie... No przecież jak ja tego czegoś nie wezmę to nikt nie zechce...
No dobra, zaczynamy to nowe życie :)
Relacja Mechatka:
Ja chciałam przypomnieć, że sama upolowałam sobie ludzi. Był mróz i śnieg i środek nocy i było mi bardzo zimno i wtedy zobaczyłam daleko daleko ludzi na ulicy i pomyślałam, że mnie uratują, więc popędziłam do nich, ale bardzo się bałam, że nie zdążę do nich dobiec, więc zaczęłam wołać iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!! i tak strasznie pędziłam, a jak dopędziłam, to wskoczyłam na tę panią, a ona powiedziała: „O rany, kotek, a już się bałam, co to za jakiś szczur dziwny leci i wyje” i chciała mnie odczepić od nogi, ale się nie dało, to zabrali mnie na noc do siebie, ale nie mogłam u nich zostać, bo mają wielkiego psa, ale to była koleżanka Eli i wpadła na pomysł, że może Ela mnie weźmie, bo ona ma koty, a przecież jeden kot więcej, jeden mniej… No i Ela powiedziała, że się zastanowi, i zastanawiała się całe dwie godziny, a potem tylko podała warunek, żebym była dziewczynką, i komisyjnie to sprawdzili i Ela powiedziała: „No, masz szczęście, nie masz jaj, więc będziesz miała dom”, i zabrała mnie do domu. Jakbym miała, to domu trzeba by szukać dalej, więc dobrze, że nie miałam.
I to było 6 lat temu, 15 grudnia, jak mnie Pani zabrała do domu, bo Pani ma to zapisane w kalendarzu.
I to się będzie nazywało relacja.
Relacja Pani:
To był zimowe popołudnie, siedziałam w domu, kiedy zadzwonił telefon od mojej przyjaciółki Róży. Róża dzwoniła z nietypową jak na siebie sprawą, a mianowicie poprzedniej nocy znalazła na swoim osiedlu małego kotka. A właściwie to kotek ją znalazł, bo pędził do niej jak torpeda strasznie miaucząc, kiedy zauważył ludzi. Wie, że ja lubię koty, więc może bym wzięła? Ona nie może kotka zatrzymać, bo ma dużego i nieco agresywnego psa. Zaskoczyła mnie zupełnie, odruchowo odmówiłam, bo to był trudny i kiepski czas w moim życiu, działo się tak wiele zmian, że nie chciałam sprowadzać do domu zwierzęcia. Ale Róża namawiała, żebym chociaż kotka obejrzała, albo pomogła znaleźć dla niego dom. Zakończyłam rozmowę, mówiąc, że się zastanowię, jak zazwyczaj się mówi, żeby kogoś zbyć.
Ale zaczęłam się zastanawiać. Przecież mam teraz tylko Reszkę. Sonia została z C., kiedy kilka miesięcy wcześniej się rozstaliśmy - podjęliśmy taką decyzję dla jej dobra, bo w tamtym okresie jeszcze wszystkiego i wszystkich się bała, a C. bała się najmniej i wreszcie byłaby dla kogoś jedyna, bo moja zawsze była bardziej Reszka. Więc miejsca nie brakuje. Trudna decyzja, bo wzięcie kota to wszak odpowiedzialność, a ja się czułam naprawdę źle, miałam wtedy paskudny nastrój na pograniczu deprechy. Pomyślałam, że może to nowe stworzenie wniesie do domu jakąś nową energię? Taki symboliczny nowy początek? Nowe mieszkanie, nowy kot, nowe życie...
Po dwóch godzinach rozważań zadzwoniłam do Róży, że przyjadę wieczorem kota obejrzeć, zobaczymy. Jedno zastrzeżenie: musi być dziewczynką, kocura nie wezmę. No i pojechałam. Małe, brzydkie, chude, krzywe, zapchlone, rozwrzeszczane kocię... Róża przekonuje, kotek wyje, ludzie patrzą (rzecz działa się w prowadzonym przez Różę pubie). Okazał się dziewczynką. No nie wiem... W sumie... No przecież jak ja tego czegoś nie wezmę to nikt nie zechce...
No dobra, zaczynamy to nowe życie :)
Relacja Mechatka:
Ja chciałam przypomnieć, że sama upolowałam sobie ludzi. Był mróz i śnieg i środek nocy i było mi bardzo zimno i wtedy zobaczyłam daleko daleko ludzi na ulicy i pomyślałam, że mnie uratują, więc popędziłam do nich, ale bardzo się bałam, że nie zdążę do nich dobiec, więc zaczęłam wołać iiiiiUŁŁŁŁ!!!! iiiiiUŁŁŁŁ!!!! i tak strasznie pędziłam, a jak dopędziłam, to wskoczyłam na tę panią, a ona powiedziała: „O rany, kotek, a już się bałam, co to za jakiś szczur dziwny leci i wyje” i chciała mnie odczepić od nogi, ale się nie dało, to zabrali mnie na noc do siebie, ale nie mogłam u nich zostać, bo mają wielkiego psa, ale to była koleżanka Eli i wpadła na pomysł, że może Ela mnie weźmie, bo ona ma koty, a przecież jeden kot więcej, jeden mniej… No i Ela powiedziała, że się zastanowi, i zastanawiała się całe dwie godziny, a potem tylko podała warunek, żebym była dziewczynką, i komisyjnie to sprawdzili i Ela powiedziała: „No, masz szczęście, nie masz jaj, więc będziesz miała dom”, i zabrała mnie do domu. Jakbym miała, to domu trzeba by szukać dalej, więc dobrze, że nie miałam.
I to było 6 lat temu, 15 grudnia, jak mnie Pani zabrała do domu, bo Pani ma to zapisane w kalendarzu.
Mechatka powaliło
Ty, widziałaś, co Mechatek wyprawia?
Wiesz co, pójdę to zobaczyć z bliska...
Tak troszkę ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)