„To ostatnia niedzieeeela…”

czyli: Sonia Kotem Tygodnia 


Och, byłam Kotem Tygodnia. A dzisiaj jest niedziela, czyli ostatni dzień, kiedy noszę ten zaszczytny tytuł… Niestety, okazało się, że Kotem Tygodnia można być tylko przez siedem dni. Ale to nic. Dla takiej skromnej, cichej i spokojnej kociej damy, jak ja, to i tak aż nadto, zwłaszcza, że zupełnie nie spodziewałam się takiego wielkiego wyróżnienia. 

Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o dwóch ucztach, które zostały wydane na moją cześć z tej okazji i przy których na moment zapomniałam się i przestałam być damą: 
1) kurczakowa: był surowy filet. Surowy! Uwielbiam wszystko, co surowe! Zaprosiłam nawet New (to ta, co jej nie lubię)! 
2) rybna: była wątróbka (to taki gatunek ryby). W tym domu wątróbkę jadam tylko ja i Mech. New (ta, co jej nie lubię) się brzydzi, a Reszka była napchana filetem. 

Aby podkreślić, jak bardzo jestem wdzięczna moim przyjaciołom za ten wybór, a także dla wielbicieli mojego talentu wokalnego przygotowałyśmy pożegnalny film, który upamiętnia otrzymanie przeze mnie tytułu oraz odsłania nieco kulisy moich codziennych przemian, dokonywanych dzięki torebeczkom, kapelusikom, koralom, wachlarzom, bukietom i innym drobiazgom, niezbędnym światowej kotce. 

Oto, jak mawia Mech, specjalny sznureczek do pamiątkowego filmu. Ela mówi, że jeśli kliknie się ten sznureczek, można go obejrzeć w dużym oknie na youtube, by w pełni docenić detale moich kreacji:


Chciałabym podziękować panu Foggowi, który urozmaicił swoim głosem mój popis. Chciałabym także podziękować w imieniu swoim i Eli za wszystkie miłe słowa, cudowne komentarze do moich zdjęć, wspaniałe prezenty i moc głasków, jakie od Was otrzymałam, moi kochani przyjaciele. Niektóre z nich Ela mi czytała (ach, byłam zachwycona), głaskając przy tym długo i solidnie, a Pańciowi Kochanemu przeczytała chyba wszystkie, biedaczek, bo jego przy tym nie głaskała…

(7. 02. 2010)

1 komentarz: