Maksymalna miziastość

Polubiłam to. Od kilku tygodni. Uwielbiam mizianie. Uwielbiam głaskanie. Uwielbiam: drapanie za uszkiem, drapanie w uszku, głaskanie po głowie, klepanie po głowie, wyczesywanie plecków, wyczesywanie brzuszka, drapanie pod brodą, tarmoszenie po brzuszku, ocieranie się o Elę i siedzenie przy niej.... Taaaaak.... Mrrrrrr....!

Ela czasem wypomina mi czasy, kiedy byłam kotem niewidzialnym (wystarczyło popatrzeć w moją stronę i już znikałam) i niedotykalskim (nie pozwalałam się głaskać, nie wspominając o PRZYCHODZENIU na głaskanie). Trochę się zmieniło, kiedy miałam 7 lat i Ela zaczęła mnie głaskać na siłę: łapała, przewalała na plecy i miziała po brzuszku. Okazało się to być bardzo przyjemne, chociaż najpierw trzeba było mnie za każdym razem upolować... Straszny stres, ale przy głaskaniu się odprężałam... Doprowadziło to jednak do perwersji (tak mówi Ela), kiedy jedyną pozycją w jakiej dawałam się dotykać, była na plecach. Tak przewalona mogłam leżeć i leżeć i być mizianą i mizianą.... Mrrr.....

Od kilku tygodni wszystko się zmieniło. Przychodzę się przywitać, kiedy Ela wraca z pracy albo słyszę, że się obudziła. Kiedy siada w fotelu, natychmiast przybiegam i włażę na kolana. Kiedy nie zwraca na mnie uwagi, zaczepiam ją łapką o rękaw i wyszarpuję nitki ze swetrów. Potrafię też wytrącić jej mysz komputerową z ręki, żeby mnie tą ręką pogłaskała :)

Wszystko się zmieniło. Ela mówi, że to prawdopodobnie z dwóch powodów:
1. Broni mnie przed Niutą. Kiedy Niuta mnie gania, uciekam do Eli, a ona zawsze mnie ratuje i każe Niucie odejść.
2. Podczas podawania syropu od Wątroby i zamykania w izolatce Ela zawsze była przy mnie, przytulała, pocieszała i to wszystko przestawało być aż tak straszne.

Podobam się sobie taka miziasta. Eli też :)

(30. 04. 2010)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz