Pani (moja, moja) o niczym by nie wiedziała, bo była wtedy w pracy, gdyby Pan jej nie opowiedział. A było tak: Pani (moja, moja) weszła do domu, a Pan od progu: - Słuchaj, Reszka zjadła pszczołę. Pani zaczęła się miotać, rzuciła torbę, złapała mnie na ręce i mizia, mizia jak szalona i gmera mi wokół gardła i powtarza: - Pokaż, Reszuniu, no gdzie Cię ugryzła, no pokaż!
A ponieważ nie miałam nic do pokazania, to warknęłam na nią i mnie puściła i krzyczy do Pana: - Gdzie ją ugryzła?! A Pan na to: - Nigdzie jej nie ugryzła. Ona ją zjadła. Wczoraj po południu, jak byłaś na dyżurze. Usłyszałem, że pszczoła obija się o szybę, patrzę, Reszka siedzi i się gapi i łapą próbuje ją złapać, to odwróciłem się po gazetę, żeby klepnąć pszczołę, podchodzę z gazetą, a ta chrup, chrup już ją międli w pysku. No i zjadła ją. Patrzyłem potem, ale nigdzie nie napuchła. Jakby puchła, to bym przecież pojechał do weterynarza.
A Pani na to: - Jesteś pewny, że to była pszczoła? A Pan: - Tak. Pani: - No przecież mogła się udusić! A Pan: - No jakby ją w gardło ugryzła, to tak. A Pani: - To jak ona ją połknęła, że jej nie ugryzła? A Pan: - Nie mam pojęcia.
(12. 05. 2010)
Ela :D dla mnie jesteś Miauestro :D
OdpowiedzUsuń