Ohydku kochany…

...czyli Mechatek Kotem Tygodnia

Rano, jak się wdarłam do sypialni, Pańcio Kochany powiedział, że będę miała nowe imię i że od dzisiaj będzie mnie, Mechatka, tak wołał. I zaczął mnie wołać Ohydek, Ohydek, aż do niego przyszłam, a wtedy powiedział do Pani: Widzisz, reaguje. A Pani powiedziała: To nie jest żaden Ohydek, tylko najwyżej Ohydek Kochany i Śliczny. I jeszcze Pani kazała Pańciu Kochanemu mnie pogłaskać i Pańcio powiedział: No dobra, i mnie raz pogłaskał. A dzisiaj powiedział: Jakby się tego kota nie znało, to ze zdjęcia wychodzi, że to taki ładny kotek w ślicznym wianuszku.

I odkąd jestem (ja! Mechatek!) Kotem Tygodnia to Pani już nie krzyczy na mnie: Mechat! Idź sobie!, kiedy włażę na kolana i udeptuję, bo ja bardzo lubię udeptywać i mogę to robić całymi godzinami i Pańcio Kochany mówi, że ja to robię bez wdzięku i mechanicznie czyli zgodnie z imieniem.

I Pani codziennie mnie bierze na ręce i głaszcze i przytula i mówi: Mechatku, ty mniej śmierdzisz, a ja mówię: Chchchrrrr…. Chchchrrrr…. A przedtem tak nie było, bo pani się szybko zniechęcała i mnie zrzucała z kolan, bo ja jestem namolna i nachalna i chciałam cały czas. A teraz mamy taki… kompromis, tak Pani powiedziała. Ja siedzę grzeczniej i staram się nie udeptywać cały czas, a pani wytrzymuje dłużej i mówi: Mój paskudku śliczny.

Bardzo się cieszę, że zostałam Kotem Tygodnia.
ps. Pani mówi, że ja się bardzo ładnie cieszę, bo tak się wyginam.

(16. 11. 2009)

2 komentarze: